Dominika Kowynia swoje podróże odbywa na szczególnych zasadach, nie ruszając się z miejsca, w odosobnieniu i z zamkniętymi powiekami. Powracające do niej sekwencje wrażeń nie poddają się żadnej kontroli ani logice. Wyłaniające się kształty i formy rozpływają się, zanim zdążą zostać odczytane.
Sceny wydobyte ze zwietrzałych pokładów pamięci zaludniają podobne zwaliste postaci. przypominające zastygłe bryły smoły, plasteliny albo asfaltu. Są sztywne, jakby wykute z kamienia, albo wyciosane w potężnych pniach. Kowynia prześwietla ich strukturę, dzięki temu przez ubrania widzimy to, co kryją we wnętrzach. Bohaterowie jej obrazów wydają się uwięzieni w zdziczałej geometrii otoczenia, nawiedzanego regularnie przez spóźnionych zbieraczy przeszukujących zgliszcza szkół, porzucone domostwa i ogrody.
Te uporczywe ćwiczenia z przypominania i nazywania od nowa są odwołaniem do konkretnych wydarzeń. Artystka spędziła dzieciństwo w Libii, czekając na powrót do Polski, gdzie miało zacząć się jej prawdziwe życie. „Przeczytałam wszystkie książki z niewielkiej szkolnej biblioteki, szczególnie skupiając się na najzwyklejszych opisach polskiej rzeczywistości i wątkach przyjaźni między dziećmi. W Libii mieszkaliśmy na zwykłym osiedlu, nie było w pobliżu żadnej polskiej rodziny, mogłam więc jedynie fantazjować o odwiedzaniu koleżanek”. Kiedy w końcu rodzina wróciła do Polski, okazało się, że jej opowieści o dalekiej Libii są niewystarczająco egzotyczne, żeby zainteresować rówieśników. Chcąc zasymilować się w nowym środowisku szybko nauczyła się ukrywać swoją przeszłość. W końcu nabrała takiej wprawy, że wydało jej się, że sama ją zapomniała. „Bardzo szybko dostrzegłam pewną symetrię tych kształtujących mnie doświadczeń – jako nastolatka liczyłam kolejne lata przeżyte w Polsce, czekając na moment kiedy pokryją się czasowo z libijskimi. Na coś czekałam”.
Teraz zamglona Libia powraca w serii obrazów inspirowanych zdjęciami z rodzinnego archiwum. W osobnej kopercie w pudełku z fotografiami, Kowynia znalazła kilkadziesiąt portretów Libijczyków, którzy kiedyś starali się o wizę do Polski, a może nawet odwiedzili ją w czasie, kiedy ona i jej rodzina mieszkała w ich ojczyźnie. „Przez ponad dwadzieścia ostatnich lat oglądałam je wiele razy i twarze te stały się znajome”.